13
Dzisiaj przedstawiam wpis o dość enigmatycznym tytule: RR, 13 i srebrne porsche. Tytuł sam za siebie niewiele mówi, ale już tłumaczę tę zagadkę, otóż Ramona i Robert, dnia 13 sierpnia zajechali do kościoła w Sieradzu, srebrnym porsche… 😉
Tym razem zdjęcia robiliśmy wspólnie z Adamem, dla wtajemniczonych nick Adajko. Mieliśmy okazje nie raz ze sobą fotografować różne wydarzenia, między innymi studniówki, śluby, a także wspólnie wykonywać kilka sesji w studiu. Praca we dwójkę jest znacznie przyjemniejsza i bardziej korzystna dla Państwa Młodych, ponieważ częstokroć widzą na fotografiach zdjęcie z danej chwili w dwóch perspektywach. Poniżej zaznaczę przykład takiej chwili. Oczywiście nie jestem w stanie wstawić tu wszystkich wykonanych zdjęć, ale taki oto skrót. Miłego oglądania:
30
Jest 4 czerwca… zaświtało… godzina 12.15 😉 dla mnie to norma. Myślałam, że im człowiek starszy tym łatwiej mu będzie wstawać, ponoć z wiekiem człowiek mniej śpi… mnie jakoś ta zasada omija, może się nie starzeję? Potem kolejny dylemat… co zjeść? jajecznicę sobie daruję, bo po niej mam …. hmmm lepiej nie będę pisać co mam, aczkolwiek dodam, że nie jest to pożądane, zwłaszcza w pośpiechu 😉 Coś tam zjadłam, zresztą co się tak najadać, zapewne jakąś miejscówkę dostanę przy stoliku 😉 Muszę napisać, że pogoda tego dnia była okrutna, oczywiście dla mnie. Słońce, upał ze 40 stopni i ani żywej chmury na niebie. Wszystko się sprzysięgło przeciwko mnie, no ale co robić…
Ślub nie był daleko bo w Zgierzu, jako że mieszkam na Radogoszczu to miałam rzut beretem, bo to bliżej niż do centrum Łodzi. W pierwszej kolejności udałam się na salę, coś koło 17-tej, co by ustawić lampiony. Potem sprintem do Panny Młodej – Ani. NA szczęście Zgierz nie należy do szczególnie dużych miast, toteż elegancko na luziku dojechałam.
Jak zwykle w takich sytuacjach zdarza się coś, co spowalnia proces błogosławieństwa, tak i tutaj coś tam było 😉
Potem kościół i tu fajnie, bo to ten w Łagiewnikach. Zawsze chciałam tam zrobić ślub, więc teraz mi się nadarzyła niezła okazja. Upocona, jak zwykle zresztą w takie upalne dni, w sumie jak każdy 😉 byłam przed Państwem Młodym, zdążyłam zaparkować i zająć dobre miejsce w oczekiwaniu na nich. Wszystko odbyło się bez pośpiechu, tak więc nie odczułam zdenerwowania. Poszłam ze świadkami na zaplecze do proboszcza, był bardzo miły i uprzejmy, nawet życzył mi udanych kadrów 😉
Całość uroczystości była w pewnych momentach nieprzewidywalna, bo ksiądz dał Młodym drewniane łyżki… Przyznam, że nie wsłuchiwałam się za bardzo bo zajęta byłam innymi sprawami, ale to było ciekawe i takie inne hmmm… drewniana łyżka…? 😉
Potem pojechaliśmy na salę i tutaj wielkie ukłony dla Państwa Młodych, bo faktycznie dojechali ostatni i goście zdążyli się lekko odświeżyć, zaparkować auta i nikogo nie ominęła chwila przyjazdu Młodych.
Było także kilka atrakcji np. lampiony, które Młodzi otrzymali i jak już było ciemno, goście zostali poproszeni o wyjście przed lokal, gdzie Młodzi zapalili je i puścili w eter 😉 Wiatru nie było, więc trudno opuszczały swoją bazę, lecz bardzo ładnie to wyglądało.
Atrakcję mieli także rodzice i zaproszeni goście, bo Małżeństwo zorganizowało dla nich mały teatrzyk, ale to pokażą zdjęcia.
Zapraszam do oglądania, jak również sesji plenerowej, którą wykonaliśmy w ruinach zamku w Olsztynie k. Częstochowy – oczywiście było równie gorąco i upalnie i niestety – bezchmurnie 😉
więcej...»
11
Postanowiłam stworzyć taki dział, ponieważ jest wiele rzeczy jakie zawsze przekazuję Młodym Parom podczas rozmowy przy podpisywaniu umowy. Niektóre przezorne Panie Młode zapisują sobie moje ewentualne uwagi, ponieważ wydają się one być istotne dla ogólnego przebiegu całej uroczystości. Czasem te drobnostki mają znaczenie przy późniejszym oglądaniu zdjęć. Zatem najrozsądniejszym z mojej strony byłoby te wszystkie sugestie spisać w jednym miejscu umożliwiając innym Młodym Parom przemyślenie niektórych rzeczy.
Postaram się spisać to w punktach z opisem jak najbardziej oszczędnym. Nie będę zachowywać chronologii, ponieważ pewnie będę w tym dziale dopisywać nowe, pojawiające się rady.
1. Czas na przygotowania
Jeśli umawiacie się z fotografem na wykonanie zdjęć z przygotowań to fajnie byłoby, gdybyście nie byli już gotowi i ubrani na przyjazd fotografa. Na zdjęciach z przygotowań zależy nam, aby fotograf uchwycił wszystkie najważniejsze momenty, jakich być może nie zauważymy w tym dniu, bo towarzyszy nam napięcie, pośpiech czy nawet stres. Mam tutaj na myśli takie momenty jak np. wykonywanie makijażu, fryzury, zapinanie sukni, zakładanie butów, zawiązywanie krawata, czy może portret wzruszonej matki, której jedyna córka za parę godzin będzie już mężatką… Dlatego najlepszym rozwiązaniem jest poczekać na fotografa zanim zaczniecie się ubierać, wygospodarować trochę więcej czasu na takie zdjęcia. Pozwolić, aby fotograf zrobił zdjęcie sukni, która jeszcze wisi na wieszaku. Fotograf nie będzie przecież fotografował wszystkich momentów podczas ubierania 😉
więcej...»
11
W dniu 9 października odbył się ślub, na który zostałam zaproszona jako gość. Ślub brał mój brat cioteczny Czarek. Z uwagi, iż byłam tam jako gość nie bardzo wypadało mi latać po kościele z aparatem i z całym osprzętem, ale udało mi się zrobić kilka ujęć. Nie obyło się bez śmiesznych sytuacji, ponieważ Państwo Młodzi mieli zamówionego kamerzystę, który w międzyczasie wyciągał aparat z kieszeni i także robił im zdjęcia 😉 Zdjęcia tego nie będę wstawiać, ale żałujcie tego widoku 😉
Kilka dni po ślubie umówiliśmy się na sesje plenerową. Z uwagi na pogodę nie udało nam się zrealizować planów, jakie mieliśmy, ale postanowiliśmy wykonać zdjęcia w Palmiarni w Łodzi. Ja, pomimo iż mieszkam w Łodzi od 12 lat, byłam tam po raz pierwszy. Miejsce samo w sobie raczej nie bardzo nadaje się na tego typu sesje, ponieważ jest tam strasznie ciasno i czystość szyb także pozostawia wiele do życzenia, ale udało się sklecić kilka ujęć 😉
więcej...»
11
Na sesję plenerową umówieni byliśmy w innym terminie, z tym, że był problem z samym terminem 😉 Nie mogliśmy się „spasować” jeśli chodzi o konkretny dzień, a do wyboru mieliśmy jedynie weekendy, poza tym pogoda tak diametralnie się zmieniła, że zaczęłam powątpiewać czy w to lato uda nam się zrobić plener… No ale udało się w ostatnią sobotę sierpnia, czyli 28-go.
Swoją pomoc przy zdjęciach zaoferował Piotrek, lubię kiedy mi pomaga, zresztą ktoś musi trzymać mi blendę czy lampę, jeśli tego wymagają warunki. Nie wyobrażam sobie manewrowania tym wszystkim samemu, po prostu nie da się. Na upartego można nosić ze sobą statywy, ale użycie blendy dyfuzyjnej o wymiarach 2mx1,5m przy niewielkim wietrze i postawienie na statywach to już niezła komedia 😉 Pomoc drugiej osoby uważam za niezbędną 😉
Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami z Kingą i Konradem na miejsce zdjęć plenerowych wybraliśmy, oddalony od Łodzi jakieś 50 km, Pałac w Walewicach. Zapowiadało się wyśmienicie konie, dużo alejek, sam piękny pałac… Niestety rozczarowaliśmy się samym miejscem. Podczas rozmowy telefonicznej poinformowano nas, iż na terenie pałacu i w parku możemy robić zdjęcia do woli, ale przedtem należy uiścić opłatę. Owszem, kiedy weszłam do pałacu ta sama pani zainkasowała opłatę, lecz dodała, że możemy przed pałacem robić zdjęcia jedynie przez najbliższe pół godziny, ponieważ za chwilę spodziewa się delegacji i nie chciałaby aby ktoś chodził przed pałacem robiąc zdjęcia. Rozczarowało mnie to, bo akurat w tym dniu niebo było nieco zachmurzone, ale bywały momenty że słońce paliło jak diabli. Każdy fotograf unika robienia zdjęć w pełnym słońcu a niestety przez te pół godziny właśnie tak się zadziało, potem niebo nabrało odpowiedniego wyglądu. Chcąc nie chcąc wybraliśmy się do parku i tu kolejne rozczarowanie, bo miast ładnych alejek z trawusią przystrzyżoną na dwa palce, ujrzeliśmy wielkie chaszcze, dziady pnące się po pas i pokrzywy – masakra. Nieopodal znajdował się staw, a jakże!, ale dookoła zarośnięty… szkoda gadać. Niebo „przygotowało” się odpowiednio i mogliśmy wykonać kilka ujęć na tzw. pikniku. To co się wtedy uśmialiśmy to nasze 😉 Kinga i Konrad zachowywali się niezwykle swobodnie przed obiektywem, było mi bardzo miło ich fotografować.
Konie… miały być konie, ale okazało się że wróciły do swojego domku i zostało tylko puste pastwisko 😉
Na szczęście jadąc do pałacu upatrzyliśmy sobie kilka ciekawych miejsc, gdzie można by ewentualnie zrobić kilka ujęć. Ja chciałam szczere, puste pole i właśnie takie udało się znaleźć. Piotrek z Konradem upatrzyli jakąś lukę/alejkę w polu kukurydzy i tam także postanowiliśmy się udać. Podziwiałam Kingę, bo ona w tych ładnych ślubnych butkach poginała po tym polu… No ale mam kilka fajnych ujęć z tego miejsca. Potem poszliśmy do luki w kukurydzy… miało być blisko 😉 hehehe a okazało się, że to kaaawał drogi przez pole hehehe niewypał jak nie wiem, ale cóż męska część wyprawy uparła się na tę alejkę hehe Po dojściu na miejsce okazało się, że to po prostu dość obszerna przerwa pomiędzy polami… za urokliwe to to nie było, ale wrażenia niesamowite 😉 a buty? ummmm już nie były czarne 😉
Tak czy siak zdjęć trochę zrobiliśmy 😉 Zobaczcie sami:
więcej...»
09
Ja to jestem okropna… mamy maj a ja wpisuję z sierpnia ślub… Nie wiem, wszystko jest spowodowane dość znacznymi zmianami w moim życiu i nie potrafię się skupić, mówiąc ogólnikowo trochę jestem rozmontowana…. Jednak wszystko się klaruje i wracam do obowiązków. Znaczy się nadrabiam zaległości… 😉
Ślub Kingi i Konrada odbył się w dniu 07 sierpnia 2010 roku i co ciekawe pojechałam na niego, można rzec, prawie z podróży powrotnej z Wisły, gdzie robiłam zdjęcia plenerowe Lidce i Krzyśkowi. Szybciutko wparowałam do domu, szybki prysznic, coś na ruszt i na ślub do mojej Pary Młodej.
Ślub odbywał się w ukrytym, jak dla mnie, kościółku na ul. Włókniarzy – Parafia Najświętszego Zbawiciela. Tyle razy tamtędy przejeżdżam, a jakoś tego kościoła nie dostrzegłam, bo tak jest ukryty. Dla ciekawskich powiem, że powstał on w sumie w 1931 roku, ale to można sobie wyczytać w wikipedii 😉
Resztę ilustrują zdjęcia:
więcej...»
24
Miałam dokończyć historię Lidii i Krzysztofa, oraz wstawić zdjęcia z pleneru co też niniejszym czynię 😉
Jest dzień 3 sierpnia, pakuję torbę z ciuchami, kosmetykami i oczywiście ze sprzętem, tankuję moją astrę i jazda. Z Łodzi do Wisły będzie jakieś 300 km, więc warto się uzbroić w dobrą muzę, spokój i ewentualnie szybki refleks, bo człowiek może jechać bezpiecznie, ale niekoniecznie inni na drodze. Do mety dobiłam jakoś po 16-tej.
Najśmieszniejsze było to, że dziwnym trafem nie miałam do Lidki telefonu, nie wiem kamfora 😉 No ale wcześniej byłyśmy umówione drogą mailową, więc sądziłam, że skoro się nie odzywała to wszystko aktualne i gra gitara 😉
Dochodzi godzina 22 a tu cisza, trochę zaczęłam się niepokoić, bo siedzę sobie w hotelu, błagam wszystkie duchy święte o pogodę, bo muszę nadmienić że tego dnia było nad wyraz pochmurno i zanosiło się na deszcz, a tu nie wiem czy zdjęcia aktualne? Na szczęście jakoś przed 23 dzwoni telefon, to ona, ustalamy dokładne miejsce spotkania i czas i jest git 😉
20
Dopiero dziś mogę się za to zabrać, czyli za wstawienie zdjęć ze ślubu, którego nigdy nie zapomnę a to za sprawą wspaniałej pary Lidki i Krzysztofa.
Jest dzień 31 lipca b.r. godzina 11-ta 😉 a co…. lubię pospać. W dniach kiedy mam robić zdjęcia pierwsze na co patrze to okno, jak jest na dworku, czy są chmury czy ich nie ma, czy się upocę czy będzie świeżo 😉 Było pochmurnie wiec luzzz 😉
Zatem przystąpiłam do normalnych czynności, mycie jajecznica z pieczarkami itp itd.
Kierunek miejscowość Turek, konkretnie Zajazd Europejski w Szadowie Księżym, tam miałam ustawić sobie lampy na imprezę.
Potem kierunek Dobra, do domu Pana Młodego – Krzysztofa a potem Miłkowice do domu Pani Młodej. Wszyscy podenerwowani z delikatną nuta adrenaliny. Przed domem Młodej fajna tambylcza orkiestra heheh dęta 😉 Zawsze to dodaje uroku a i panowie pewnie po kielichu 😉 Skorzystałam z okazji bo było blisko i szybciutko pobiegłam do kościoła, zobaczyć co mnie czeka, porobiłam kilka zdjęć kościoła na zewnątrz i wewnątrz.